środa, 20 lipca 2016

Nocleg i powrót

Wróciliśmy około 16:30. Pół godziny później zjedliśmy coś na kształt obiadu, a następnie zasneliśmy. Było to tak spontaniczne, że żadne z nas nie ustawiło budzika i obudziliśmy się chwilę przed 1:00 w nocy. Jednak nie na długo. Chwilę potem poszliśmy spać dalej, żeby obudzić ok. 8:00. Po śniadaniu trochę się pakowaliśmy, myliśmy (tam był prysznic z ciepłą wodą!! Po prostu raj na ziemi) i generalnie ogarnialiśmy. Przyszła pora na zaplanowanie i zrobienie karty do kroniki biegu.  Przed 11:00 wyszliśmy z budynku radia, pożegnawszy się ze wspaniałym personelem. O 11:30 ruszył pociąg, którym teraz jedziemy.

Trzy nietypowe środki transprortu

Wbrew pozorom to zadanie okazało się najtrudniejsze do wykonania, gdyż wymagało od nas sporo kreatywności. Jednak i z tym prowadziliśmy sobie całkiem niezłe.


1. Tramwaj wodny
Jak wiadomo przez Bydgoszcz przepływa nieduża rzeka Brda. Dowiedzieliśmy się, że kursują po niej tramwaje wodne. Wybraliśmy jedną z dostępnych tras i ruszyliśmy.

Zdecydowaliśmy się na trasę Staromiejską, zaznaczoną kolorem zielonym. Rejs trwał około godziny.


 W czasie kiedy Dominik ładował akumulator, ja oglądałam i w miarę możliwości uwieczniałam mijaną rzeczywistość. W ogóle w Bydgoszczy bardzo ujęło nas piękno miasta. Większość budynków w okolicy, po której się przemieszczaliśmy była odnowionymi kamiennicami. Poniżej zdjęcia z tego wspaniałego miejsca żebyście mogli trochę nam pozazdrościć ;D

 












2. Wózek sklepowy
Nawet najwytrzymalsi harcerze muszą jeść. Dlatego wybraliśmy się klasycznie do Biedronki, żeby uzupełnić zapasy żywnościowe. Tam narodził się nowy pomysł - wózek sklepowy. Co prawda był on znacznie mniejszy niż przypuszczaliśmy, ale nie powstrzymało nas to. Nie mieliśmy też dużego pola do popisu, bo sklep znajdował sie wewnątrz budynku przy bocznej uliczce i nie posiadał parkingu, żeby móc się po nim przejechać. Ale mimo tego użyliśmy go, chociaż tylko na krótką chwilę.



3. Taczka
W ogrodzie przy budynku radia znalazł się ogrodnik, gotowy użyczyć nam swojego wspaniałego pojazdu. Jako, że Dominik jest zwinniejszy niż ja, to właśnie on się do niej wpakował.


Wywiad z programistą

Naszym kolejnym zadaniem było przeprowadzenie wywiadu z zawodowym programistą gier komputerowych. W tym celu udaliśmy się do budynku firmy Vivid Games.

Ze wszystkich informacji, których mieliśmy się dowiedzieć, dowiedzieliśmy się tylko tego, że informatycy to ludzie zbyt zajęci, żeby udzielać wywiadów młodzieży. Musieliśmy więc szukać dalej.
Jak na dzieci XXI wieku przystało w internecie znaleźliśmy inną firmę, która zajmuje się tworzeniem gier. Nazywa się ona LionGames. Nie mogliśmy się niestety spotkać z żadnym z jej członków, ale za to przeprowadziliśmy wywiad przez telefon. Osoba, z którą rozmawialiśmy okazała się prawdziwym pasjonatem programowania, a był nią pan Krzysztof. Poniżej fragment z naszej rozmowy.

DOMINIK: - Ile ma Pan lat?
PAN KRZYSZTOF: - 37.

 - Jaka jest Pana specjalizacja?
 - Nie mam specjalizacji. Generalnie w firmie jestem programistą seniorem, czyli mam pod sobą całe sztaby ludzi. Muszę znać się na każdym aspekcie pracy, którą robimy, czyli zarówno na implementacji  na platformy mobilne, jak i logice, algorytmach itd. Muszę po prostu umieć każdemu pomóc.

 - A jak długo zajmuje się Pan programowaniem?
 - 30 lat. W pierwszej klasie zacząłem programować.

 - To bardzo długo. Mógłby Pan powiedzieć skąd wzięła się u Pana ta pasja tak wcześnie?
 - W momencie, kiedy mój kolega dostał swój pierwszy komputer razem z niemiecką instrukcją obsługi i paroma książkami. On zajął się bardziej rzeczami związanymi z początkami grafiki, trochę dźwiękiem, a ja zacząłem coś programować i stwierdziłem, że to jest interesujące, bo lubię ożywiać materię. I tak przez różne języki programowania, różne platformy, urządzenia i obliczenia aż po robienie gier i dużych aplikacji.

 - Nie myślał Pan kiedyś, żeby być kimś innym niż programistą?
 - Każdy dzieciak chciałby być strażakiem albo policjantem. Faktycznie myślałem kiedyś żeby zostać  policjantem czy wojskowym, ale samo programowanie było na tyle fascynujące i zagadkowe, że mnie to wciągnęło. Zawsze lubiłem i elektronikę i oprogramowanie.

 - A czy gdyby mógł Pan wybrać jeszcze raz i zostać kimś innym to co by Pan robił?
 - Robiłbym dokładnie to, co teraz.

 - A jakim rodzajem gier się Pan do tej pory zajmował?
Nie da się pracować tylko z jednym rodzajem gier. To pierwsza sprawa. Bo jak się robi jedną grę i tylko jeden rodzaj w kółko, to po pierwsze się to nudzi, a po drugie przestaje się być kreatywnym, więc trzeba co jakiś czas zmieniać. Ja oprócz pracy w firmie, w której się teraz znajduję mam jeszcze własna mniejszą firmę, w której też tworzę gry. Czasem na platformy mobilne, ale generalnie na konsole stacjonarne. Kiedyś tworzyłem gry zręcznościowe. W swoim życiu robiłem też shootery i inne dziwne rzeczy. Potem „przygodówki” i tak dalej. Także każda kategoria gier daje coś nowego w życiu, coś nowego pozwala odkryć, czegoś nowego się nauczyć. Dlatego nie lubię robić jednej rzeczy w kółko, lubię ciągle robić coś innego niż przedtem.

wtorek, 19 lipca 2016

Audycja w radiu PiK

Śmiem twierdzić, że życie w Bydgoszczy zaczyna się o 10:00. Wszystko co nie jest kioskiem lub sklepem spożywczym było zamknięte, co oznaczało, że mamy ponad dwie godziny czekania. Jednak nie marnowaliśmy tego czasu i wykorzystaliśmy go bardzo produktywnie.

W międzyczasie złapaliśmy śniadanie. Może nie było zbyt ambitne (w moim przypadku była to kawa i dwie bułki), ale wystarczyło, żeby zapełnić czymś brzuch do obiadu. Czekaliśmy na przystanku podziwiając piękną architekturę budynku radia.

 Dzwoniąc o 10:00 do radia nie mieliśmy pojęcia, że czeka nas wspaniała przygoda. Po krótkiej rozmowie telefonicznej weszliśmy do środka. Już pan portier powitał nas miło dając wszelką pomoc jaką miał do zaoferowania. Następnie spotkaliśmy bardzo ciepłą osobę - panią Ewę, bez której to wszystko by się nie udało. Po krótkiej rozmowie, kubku herbaty dostaliśmy informacje, że audycja radiowa z naszym udziałem odbędzie się o 10:40. Mieliśmy mówić o tym co robimy, dlaczego przyjechaliśmy do Bydgoszczy i ogólnie o harcerstwie. Poszło nam naprawdę całkiem niezłe. Jest nawet o nas wzmianka na fanpage'u radia.
https://m.facebook.com/story.php?story_fbid=1124221067638174&id=204549366272020


Po audycji zostaliśmy zaproszeni do biura pani Ewy. Dostaliśmy dostęp do internetu i takie ciacho:
Moje ciacho (to Dominika było trochę inne, ale zjadł je zanim zdążyłam je sfotografować;p)

Po jakimś czasie dowiedzieliśmy się, że pani Ewa załatwiła nam również... Nocleg!! I to w radiu, w pokoju gościnnym. Nie mogliśmy uwierzyć, że komuś naprawdę chce się aż tak nam pomagać. Nie mogliśmy trafić do lepszego miejsca.


Trudne początki

Jak powszechnie wiadomo początki nie są łatwe. To też zapewne nikogo nie zdziwi, że byliśmy pesymistycznie nastawieni do sytuacji, kiedy około północy szliśmy na stację kolejową w Olpuchu, mając ze sobą plecak z najważniejszymi rzeczami, sto złotych w kopercie, listę zadań do wykonania i perspektywę zarwania nocy. Mieliśmy pojechać do Bydgoszczy. Na stacji spotkaliśmy pozostałe trzy patrole. W nocnej ciszy czekaliśmy na pociąg, kiedy podjechał samochód z krakowska rejestracją. Chwile później wysiadło z niego dwóch mężczyzn z torba i dołączyło do nas. Kiedy w środku nocy widzisz ósemkę umundurowanych dzieciaków nie trudno o lepszy pretekst do rozpoczęcia rozmowy. Okazało się, że ów mężczyźni to będący na wczasach ojciec z synem. Syn miał wrócić do domu wcześniej, toteż ojciec odwiózł go na pociąg. Ale co ciekawsze ojciec ten był kiedyś harcerzem. Ba! Doczekał sie nawet stopnia podharcmistrza. Słuchaliśmy z pozostałymi uczestnikami biegu jego historii o obozach harcerskich w latach 60. W pamięci zapadła mi szczególnie ta, w której ten pan razem z kolegami wyniósł jednego harcerza z namiotu wraz z pryczą. Mało tego, postawili prycz nad strumykiem, więc ten, kiedy wstawał, wpadł do lodowatej wody.
Po kilkudziesięciu minutach przyjechał pociąg. Musieliśmy się pożegnać i stawić czoło pierwszemu wyzwaniu - kupieniu biletów. Do Bydgoszczy oprócz mnie (Julki) i Dominika jechały także Zosia i Misia, więc było nam trochę raźniej. Podróż trwała niecałe trzy godziny, które wykorzystaliśmy na sen.
Wysiedliśmy na stacji i zdaliśmy sobie sprawę, że czeka nas noc na dworcowych ławkach. Było to o tyle niekomfortowe, że nie można się na nich położyć, bo ochroniarze zwracają ci uwagę, wszędzie pali się niemiłe dla oczu światło, a cały dworzec rozbrzmiewa komunikatami o opóźnieniach pociągów. Za każdym razem, kiedy słyszałam komunikat w stylu: " Pociąg z Gdańska kończy bieg" myślałam, że ja też chcę go już skończyć. Trwaliśmy w niespokojnym półśnie może dwie godziny. Nieco po 6:00 kupiliśmy kartę SIM i mogliśmy zacząć poszukiwania. Pożegnaliśmy się z dziewczynami i ruszyliśmy na poszukiwania lokalnego radia, w którym moglibyśmy nadać audycję.